poniedziałek, 4 października 2010

7 Gameweek Premier League

Jakim cudem Liverpool to przegrał? Myślę, że takie pytanie zadaje sobie wielu kibiców The Reds. Wiadomo, że futbol jest nieprzewidywalny i niespodzianki się zdarzają, ale Blackpool przyjechało po najniższy wymiar kary, a nie po zwycięstwo. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale wiem, na kim skupi się odpowiedzialność. Roy Hodgson stoi teraz przed bardzo poważnym wyzwaniem. Zapowiadał co prawda przed sezonem, że to okres przejściowy dla klubu, ale osiemnastego miejsca w tabeli nikt nie zakładał. Dziwiły mnie wcześniejsze wypowiedzi piłkarzy, tak jasno wspierające menadżera, dziwią mnie niektóre decyzje personalne. Liverpool musi zacząć gromadzić punkty, ale nie widać za bardzo gdzie. Zapowiada się bardzo trudny okres dla The Reds.
Blackpool natomiast, cóż, czy można dalej mówić, że jest to kandydat do spadku? Na razie bal Kopciuszka trwa i nie zanosi się, że jest blisko północy. Oczywiście cały czas jest zagrożenie, że zacznie się seria złych wyników i zespół zsunie się w rejon strefy spadkowej, ale zwycięstwo na Anfield może dać niezbędny zastrzyk energii drużynie.
Wiceliderem jest drużyna z Manchesteru. Jednak nie United, a City. Czytam komentarze, że zagrali słabo. Dobrze, ale czy po tym nie poznajemy wielkich drużyn? One mają umiejętność wygrywanie spotkań, w których nic się praktycznie nie układa. Nie wiem, czy Citizens już są takim zespołem. Na razie są pewne przebłyski takiego stanu. Nie można pominąć kontuzji Hatema Ben Arfy. 18 września rozstrzygnął wspaniałym strzałem mecz z Evertonem. Niecałe dwa tygodnie później chyba ma z głowy sezon. Podwójne złamanie nogi stawia pod znakiem zapytania dalszą karierę utalentowanego Francuza. Nie potępiałbym jednak Nigela de Jonga. Wiele osób ocenia go po skutkach wślizgu, a przecież nie był on jakoś drastycznie brutalny. To po prostu była ostra walka o piłkę, jakiej na boiskach Premier League jest sporo w każdej kolejce. Nie dziwię się też decyzji o rzucie karnym dla City. Arbiter był stosunkowo daleko i z jego perspektywy wślizg defensora Newcastle wyglądał pewnie na faul. Mike Wiliamson miał po prostu pecha, bo takie decyzje zawsze będą się zdarzać i krzywdzić któryś zespół.
Drugi zespół z Manchesteru, United, pojechał do Sunderlandu i znów stracił punkty. Dziwi mnie tak łatwo przegrana pomoc. Druga linia Sunderlandu długimi fragmentami meczu miała przewagę nad swoim odpowiednikiem w zespole gości. Gdy napastnicy nie cofają się i nie pomagają pomocnikom, to okazuje się, że trio Scholes-Anderson-Fletcher wykazuje zaskakujące braki w kreatywności. Swoją drogą napastnicy też grali słabo. Michaela Owena praktycznie nie było widać. Starał się Federico Macheda, ale tu brakowało raczej umiejętności. Nie wiem dlaczego Dymitar Berbatow zaczął mecz na ławce, bo brakowało jego obecności. Bułgar jest w tym momencie najlepszym napastnikiem Manchesteru, więc jeśli zaczyna mecz w rezerwie, to pojawiają się znaki zapytania. Na szczęście dla gości, linia defensywy spisała się na piątkę, co pozwoliło uratować punkt. Ciekawe czy doszło do jakiegoś nieporozumienia w szatni (Rooney-gate?), czy po prostu zespół jeszcze nie zaskoczył w tym sezonie.
Na koniec derby Londynu. Z udziałem Łukasza Fabiańskiego, który zagrał bardzo dobry mecz. Nie mógł zapobiec porażce Arsenalu, ale drugi tak pewny występ chyba stanowi dobrą pozycję wyjściową, w walce o pozycję pierwszego bramkarza klubu. Wydaje się, że Polak nabrał pewności siebie i zapomniał o nieudanych występach z poprzedniego sezonu. A co do meczu, to nie owijając w bawełnę, Arsenal nie mógł go wygrać. Mógł zawiesić wyżej poprzeczkę, bo szansa Laurenta Kościelnego na początku spotkania będzie się pewnie śnić przez kilka dni minimum (ile było do bramki, półtora metra chyba). Kanonierzy mieli też przewagę w polu, ale zawodzili, gdy trzeba było sfinalizować akcje. Ten zespół wręcz krzyczy o napastnika, który pełniłby podobną rolę do Didiera Drogby. Marouane Chamakh to jednak nie ten rozmiar gracza. W takich meczach potrzebny jest gracz, który z jednej pół-szansy strzeli dwa gole. Marokańczyk takim graczem nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Chelsea zaprezentowała się bardzo solidnie. Nie było zawodnika, który grałby zauważalnie słabiej. Nic więc dziwnego, że wygrała. Jednak walka o tytuł mam nadzieję, że nie jest jeszcze rozstrzygnięta.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz