środa, 21 lipca 2010

Lech Poznań 0-1 Inter Baku (9-8 w rzutach karnych, awans Lecha)

Im bliżej dnia meczu, tym bardziej się denerwowałem. Jednobramkowe zwycięstwo w pierwszym spotkaniu było dobrym, ale jednocześnie bardzo zdradliwym wynikiem. W końcu on dawał nadzieję rywalowi na awans, a tego powinno się unikać.
Lech dobrze zaczął i miał kilka okazji. Niestety żadnej nie wykorzystał. I to tak właściwie zabiło dobrą piłkę. Zrobiła się brzydka szarpanina, czekanie na końcowy gwizdek arbitra. Nieliczne dobre akcje (jak poprzeczka po strzale Artura Wichniarka) można było policzyć na palcach jednej ręki. Bardzo łatwo można było zauważyć proste błędy w ustawieniu piłkarzy Lecha. Nic więc dziwnego, że padła bramka dla Interu. Bramka która zagwarantowała dogrywkę. O niej nie ma co wspominać, bo to dalej było wzajemne przeciąganie się po boisku i tak dotrwaliśmy do rzutów karnych.
Co można powiedzieć o serii jedenastek? Że zjadła nerwy? Że o mało co a doprowadziła do zawału? Nie spodziewałem się, że tak się zakończy ten dwumecz. W jedenastej serii pomylił się bramkarz Interu. Ale to była jedenasta seria rzutów karnych.
Dobrze że jest awans i były emocje, ale przed Lechem dużo pracy. Sparta Praga jest przeciwnikiem z innej zupełnie półki. Z taką grą nie ma po prostu czego szukać w dwumeczu z czeską drużyną. Na szczęście jest jeszcze czas, żeby to poprawić.

Skrót: klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz