poniedziałek, 2 listopada 2009

11 Gameweek Premier League 2009

Jednak Liverpool się nie odbił. Wydawało się, że po serii słabych wyników nastąpiło przełamanie, ale zwycięstwo nad Manchesterem United nic tak właściwie nie dało. Wyjazd do Fulham zapisze się z powodu dwóch czerwonych kartek, no i kolejnej porażki. Dodatkowo zdjęcie Fernando Torresa budzi spore kontrowersje. W końcu gdy go nie ma na boisku to tak, jakby The Reds ktoś pozbawił zębów. To była szósta porażka w siedmiu meczach i na razie niewiele wskazuje, że hiszpański menadżer zostanie w klubie. Jedyną rzeczą, która powstrzymuje właścicieli jest prawdopodobnie długaśny kontrakt, jaki ma Benitez w Liverpoolu, ale to kiedyś przestanie działać. Takie serie wyników nie zdarzają się wielkim klubom, a za taki na pewno uważa się Liverpool.

Marzenia o tytule wydają się mrzonką, tym bardziej jak spojrzy się na Chelsea. Dwa zwycięstwa po 4-0 nad Boltonem w okresie kilku dni to już coś. Londyńczycy na pewno będą walczyć o tytuł, ale pytanie co zrobi Manchester United. Na razie Czerwone Diabły się męczą, nie wygrywając meczów lekko, łatwo i przyjemnie. Widać brak osoby, która wypełniłaby lukę po Cristiano Ronaldo. Prawdopodobnie do końca sezonu będziemy się zastanawiać nad tym problemem i stawiać podobne pytania, ale jakoś nie sądzę, że United będą tak dobrze walczyć o tytuł, jak w poprzednim sezonie.

Za plecami tej dwójki mamy Arsenal, który wygrał derby z Tottenhamem. Dwie bramki w minutę, pod koniec pierwszej połowy praktycznie rozstrzygnęły wynik meczu. Cesc Fabregas strzelił fantastyczną bramkę, kto wie czy nie gola sezonu. No i te błędy w defensywie linii obronnej Spurs były wręcz nierzeczywiste.

Tottenham jest dalej czwarty, ale to raczej efekt słabości Manchesteru City. Cztery remisy w czterech meczach to nie jest coś, czym można się chwalić. No ale jeśli rywal ma rzut karny, to należy cieszyć się z remisu. Po meczu derbowym byłem przekonany, że Citizens są w stanie walczyć nawet o tytuł. Teraz już nie jestem do tego przekonany, czwarte miejsce wydaje się być spełnieniem marzeń. No ale ten skład, ech. Gdyby mieli te osiem punktów więcej, to byliby na równi z Chelsea, a tak to wciąż osiem oczek i mecz zaległy. Ciekawe co Mark Hughes wymyśli ze swoimi piłkarzami.

No i na koniec zespół Hull. Tylko jak to podsumować. Zwolnią, nie zwolnią? Spadną, nie spadną? Mam dziwne wrażenie, że te dwa pytania są powiązane i twierdząca odpowiedź na jedno implikuje przeczącą na drugie. Phil Brown miał dużo czasu, by zmienić oblicze zespołu. Rozumiem, że nie należy zwalniać trenerów co chwilę, jak to robi pewien warszawski klub, ale uparte przywiązanie się do jednego szkoleniowca tez może być niedobre i przynieść same negatywne konsekwencje. Hull nie jest klubem, który może sobie balansować między klasami rozgrywkowymi. Co sezon muszą walczyć o utrzymanie się w Premier League, a wydaje się, że coś się wypaliło w tym zespole. Drużyna potrzebuje wstrząsu, a tego raczej nie może zapewnić dotychczasowy szkoleniowiec. Tak więc czas na zmiany, bo walka o utrzymanie się w lidze rozgrywa się tak właściwie teraz. Wydaje się, że dwa punkty straty to nic wielkiego, ale to błąd. To już dwa punkty straty i jak peleton ucieknie, to się go nie dogoni. Hull nie ma takich zawodników, żeby wygrywać mecz za meczem. Punkty trzeba gromadzić teraz, a nie zanosi się, żeby coś takiego się stało.

Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz