poniedziałek, 24 sierpnia 2009

3 Gameweek Premier League 2009

Pogłoski o śmierci Manchesteru United okazały się przedwczesne. Trudno o lepszy dowód swojej siły, niż strzelenia pięciu bramek zespołowi Wigan. To nic, że na początku mistrzowie Anglii mieli problemy z wykończeniem stwarzanych sytuacji. W drugiej połowie strzelili przecież pięć bramek, a słabe zespoły tego na pewno nie zrobią. Do tego piękne bramki. Zwłaszcza Rooneya, setna w karierze. Może nie wyglądała ona świetnie, ale mi się bardzo podobała. Bardziej martwiłbym się w tym momencie o Wigan. Początek sezonu był wręcz wyśmienity, ale jak pokazał czas, Villa wcale nie była aż tak silna wtedy. Natomiast TheLatics od tej pory zanotowali dwie porażki na swoim stadionie. Roberto Martinez musi działać szybko, bo na razie nie widać za bardzo powodów do optymizmu.

Optymizm za to jest w Londynie. Trzy pierwsze miejsca w tabeli dla drużyn z tego miasta. Chelsea pokazuje ile może dać para bardzo dobrych napastników. Drogba i Anelka zaliczyli po bramce i asyście co pokazuje, że w ofensywie trudno będzie zatrzymać londyński zespół. Kto wie, może tego właśnie potrzebowali The Blues, takiego trenera który przekona graczy, że są dobrzy i uporządkuje zespół. Liderem jest Tottenham. To jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę terminarz i dwa spotkania wyjazdowe. O ile Hull poległo wyraźnie, tak West Ham sprawił wiele kłopotów. Tylko że błędy we własnej defensywie okazały się decydujące. Carlton Cole odbył przyspieszoną drogę z nieba do piekła, kiedy jego podanie okazało się asystą przy bramce, którą zdobył Jermaine Defoe. Potem błąd dołożył Jonathan Spector i Młoty nie miały tak właściwie argumentów, by po raz kolejny sforsować obronę rywala. Tak więc lider dla Spurs.

W zupełnie innej sytuacji jest Everton. Na szczęście jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy (Joleon Lescott), chyba uda się zneutralizować. Co prawda będzie luka w obronie, ale ważniejszy jest spokój w szatni. Środki z transferu Lescotta powinny wystarczyć na pozyskanie jakiegoś przyzwoitego obrońcy. Teraz zespół, będąc już na dnie, powinien zacząć iść w górę.

Tercet beniaminków już stracił swoją jedność. Do tej pory drużyny te notowały takie same rezultaty, teraz mieliśmy trzy różne. Burnley ma już sześć punktów. Zaskakujące, bo biorąc pod uwagę z kim grali to trudno było liczyć na wiele. Jednak słabsza gra mistrza Anglii i kłopoty Evertonu sprawiły, że te sześć oczek jest. Czekamy na więcej, bo chyba większość neutralnych kibiców ściska kciuki za tego Kopciuszka na tym poziomie ligowym. Birmingham zremisowało zeStoke i tak patrząc na to, gdzie te drużyną będą się plasować na koniec sezonu, to raczej strata dwóch punktów, a nie zysk jednego. Tym bardziej że to by mecz u siebie, a rywal był w zasięgu. Z koleiWolves przegrali, ale skromna porażka na boisku Man City to raczej mały sukces. Podejrzewam że wiele zespołów wyjedzie stamtąd z pustymi rękoma.

Dzisiaj spotkanie Liverpool - Aston Villa (można powiedzieć że duch Garetha Barry'ego będzie się unosił nad boiskiem; żartuję trochę, ale wydawało się, że Anglik zmieni Villę na The Reds i to będzie spotkanie z podtekstem), ale prawdziwy hit czeka nas w sobotę. Manchester United podejmie Arsenal i zobaczymy, na co stać faktycznie dwójkę kandydatów do tytułu.

Skróty meczów: tutaj i tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz