środa, 27 maja 2009

Manchester United 0-2 Barcelona

Finał finałów. Przynajmniej takie chyba wszyscy kibice futbolu mieli nadzieje.

Składy za portalem wp.pl:
FC Barcelona: Víctor Valdes, Gerard Pique, Carles Puyol, Xavi Hernandez, Andres Iniesta, Samuel Eto'o, Lionel Messi, Thierry Henry, Sylvinho, Yaya Toure, Sergio Busquets.

Manchester United: Edwin van der Sar, Patrice Evra, Rio Ferdinand, Cristiano Ronaldo, Anderson, Wayne Rooney, Ryan Giggs, Ji-Sung Park, Nemanja Vidić, Michael Carrick, John O'Shea.


Rozpoczyna Barcelona. Zaraz na samym początku kapitalna szansa dla Manchesteru. Ronaldo z wolnego, Valdes wypluwa piłkę przed siebie, ale nikt nie dał rady dobić strzału. Początek zdecydowanie dla Manchesteru, Barcelona chyba przestraszona. Trzy strzały Ronaldo w dziewięć minut. Pierwszy kontratak Barcelony i gol. Eto'o. Bramka zdecydowanie nie wynikająca z przebiegu gry, ale Vidić i van der Sar mogli zachować się lepiej. Z Czerwonych Diabłów zeszło powietrze. Nie mogli znaleźć tej płynności w grze, którą pokazywali na początku. Mecz się wyrównał, a Barcelona czarowała posiadaniem piłki. W takim dość spacerowym tempie dotrwaliśmy do przerwy.

Manchester wyglądał fatalnie w tej połowie. Tak dużo strat, niedokładnych zagrań, że po przerwie to musi wyglądać lepiej. No, chyba że chcemy powtórzyć rok 1999.

Po przerwie wchodzi Tevez. Ale to Henry miał fantastyczną okazję na podwyższenie wyniku. Tym razem to Barcelona zaczyna tak, jak Manchester United pierwszą połowę. Na bramkę Manchesteru sunął atak za atakiem. Nawet dostają rzut wolny, podobna sytuacja jak na początku pierwszej połowy, kiedy Ronaldo był blisko. I podobny finisz całej akcji. Potem jednak Manchester opanował sytuację, ale Park był za niski, by skierować piłkę do siatki. Mimo że Czerwone Diabły nie zdobyły gola, to Barcelona zaczęła spokojnie rozgrywać piłkę. Czas mijał, a Manchester miał kłopoty ze skonstruowaniem akcji. Wchodzi Berbatow, czyli Manchester gra już czwórką ofensywych graczy. Nic to nie pomogło, bo Barca strzela bramkę. Fantastyczne podanie Xaviego, fantastyczne uderzenie Messiego. Niemal od razu Czerwone Diabły mogły złapać kontakt w grze, ale Ronaldo nie trafił. Ostatnia zmiana, Scholes za Giggsa. Manchester dalej jednak bezzębny, Scholes fauluje na pomarańczową kartkę. Arbiter pokazał żółtą, ale chyba tylko dlatego, żeby mecz się nie skończył. Do końca Manchester nic już nie wymyślił.

To nie był ten Manchester, który znam z Premier League. Ciągle o tempo za wolny, popełniający proste błędy, mający wiele strat. W defensywie najpierw nie powstrzymali Eto'o, potem zgubili krycie Messiego. Normalnie Czerwone Diabły nie miałyby kłopotu, żeby w ogóle nie dopuścić do takiej sytuacji. A dzisiaj z tego były bramki. Straszny mecz w wykonaniu Manchesteru, po prostu straszny. Trudno mówić o dobrej grze Barcelony, bo na tle tak słabego rywala, który dobrze grał tylko przez pierwsze 10 minut, sztuką byłoby być gorszym.

0-1 Samuel Eto'o 10'
0-2 Leo Messi 70'

Skrót: klik.
A za rok wygra Chelsea ;)

3 komentarze:

  1. Głupi jesteś

    OdpowiedzUsuń
  2. Frajerzy z Manchesteru połknęli. Man Utd nie istniał prawie cały mecz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Manchester miał trochę namieszać. Ale nie zamieszał bo skończyło się porażką. A w Barcelonie bronił szalony bramkarz. Stylem gry przypomina mi "Mnicha" z serialu "Mean Machine".

    OdpowiedzUsuń