czwartek, 30 kwietnia 2009

Liga Mistrzów (IX) 2009

Barcelona 0-0 Chelsea

Kojarzy mi się z tym meczem jedno hasło. Defensywa, głupcze. Będące przeróbką It's the economy, stupid, używanego w kampanii prezydenckiej Billa Clintona. Chelsea osiągnęła sukces żelazną konsekwencją w defensywie, metodycznie neutralizując atuty Barcelony. Na nic nie przydała się przewaga w posiadaniu piłki 65-35. Im bliżej bramki londyńskiego zespołu, tym gorzej. Niewiele brakowało, żeby Chelsea zdobyła bramkę, po tym jak Didier Drogba wykorzystał pomyłkę Rafaela Marqueza. Jednak Victor Valdes obronił te dwa strzały. I tak zakończył się ten mecz, w którym Barcelona straciła swoją wielką szansą.

W rewanżu będzie inna Chelsea, troszeczkę mniej defensywna, ale groźniejsza w ataku. Dodając brak środkowego obrońcy (w rewanżu nie wystąpią Marquez i Carles Puyol) to gościom może być trudno w tym meczu coś ugrać. Co prawda zdobycie bramki w rewanżu stawia ich w komfortowej sytuacji, ale nie liczyłbym na wymianę ciosów. Po Barcelonie może będzie widać zmęczenie (mecz z Realem w tej kolejce) i kto wie czy też nie nerwy. Do tej pory Katalończycy zaczynali rywalizację na swoim stadionie trzy razy i dwa spotkania zakończyły się wynikiem 4-0. Było więc miejsce na porażki (w Krakowie) czy remisy (Monachium). Przede wszystkim był jednak komfort psychiczny, bo wychodząc z wynikiem 4-0 wie się, że tylko jakaś katastrofa może spowodować porażkę w dwumeczu. Teraz takiego marginesu nie ma i nie wiadomo, jak na dodatkową presję zareagują gracze Barcelony.

Manchester United 1-0 Arsenal

Jak to się rzadko zdarza. Podejrzewam że obie drużyny są zadowolone z tego rezultatu i gdyby przed meczem ktoś zaproponował taki wynik, to jedni i drudzy zgodziliby się na niego. Czerwone Diabły mają czyste konto i bramkę w zapasie. Arsenal musi odrobił tylko jednego gola. Chociaż to mogło wyglądać różnie, bo od początku ataki Manchesteru United sprawiały wrażenie, że nie da się ich zatrzymać. Manuel Almunia musiał bronić w trudnych sytuacjach (tak właściwie był trafiany po prostu piłką, ale stać tam gdzie trzeba to też umiejętność) i Kanonierów praktycznie nie było widać. Bramka w 16 minucie otworzyła wynik meczu, a asystę zapisał Mikael Silvestre. Określenie koń trojański chyba faktycznie mu pasuje.

W drugiej połowie gra się wyrównała, chociaż Manchester dalej miał te lepsze okazje. Im bliżej końca tym bardziej dominowała idea nie stracić. Nic dziwnego że skończyło się takim wynikiem i tak jak pisałem, podejrzewam że obu menadżerów to cieszy. Rewanż powinien być ciekawy, ale trzeba pamiętać. Do przerwy awansuje Manchester. Tak czuję, że jak nie będzie Robina van Persiego, to będzie trudno.

Skróty: klik

2 komentarze:

  1. Szczęśliwie Trojan znów się połamał. Mam nadzieję, ze w rewanżu już nie zagra.

    Robina raczej nie będzie, a szkoda bo jak nie zagra to Wenger znów będzie chciał grać 1 napastnikiem, a tak z United wygrać będzie ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki dobry zawodnik, a tak często przegrywa ze swoim zdrowiem. Szkoda, bo jak go zabraknie, to szanse Arsenalu maleją.

    OdpowiedzUsuń