poniedziałek, 6 kwietnia 2009

31 Gameweek Premier League

Debiut Alana Shearera w roli menadżera nie udał się. Co prawda, zgodnie z tym czego się spodziewano, Sroki grały agresywniej, piłkarze nie odstawiali nóg w sytuacjach stykowych, ale brakowało umiejętności czysto piłkarskich. Te miała Chelsea i to przeważyło szalę tego spotkania. Co prawda byłego napastnika reprezentacji Anglii czeka trudne zadanie, ale jednocześnie jest w sytuacji, w której nie może przegrać jako trener. Ewentualny spadek Newcastle może zostać odebrany, przez kibiców tego klubu, jako coś w rodzaju błogosławieństwa, bo to najprawdopodobniej skłoni właściciela do odejścia. Błąd arbitra? Możliwe że był, chociaż kamera zawsze nieco przekłamuje rzeczywistość, ale to nie z tego powodu Newcastle przegrało.

Dla zespołów w dole tabeli zegar zaczyna już dzwonić. West Bromwich przegrał mecz, który musiał zakończyć się zdobyciem trzech punktów. Stoke nie wygrało jeszcze meczu wyjazdowego w lidze w tym sezonie. Trudno sobie wyobrazić łatwiejszego rywala, ale z taką defensywą nie można myśleć o wygranej. West Brom już spadło. Kibice co prawda mogą się pocieszać, że dopóki piłka w grze to wszystko jest możliwe, ale nie widać większych nadziei. Osiem punktów do bezpiecznego miejsca w tabeli to za duży dystans dla tej drużyny.

W podobnej sytuacji jest Middlesbrough. Przełamali się i strzelili bramkę na wyjeździe. Ostatni raz dokonali tego 6 grudnia. Tylko że nic to nie dało, bo Bolton wbił cztery. Tutaj też trudno być optymistą. Napastnicy jak byli zablokowani, tak dalej są. Trzy bramki, a jak chcą niektórzy cztery, Euzebiusza Smolarka wystarczyły tylko na ławkę rezerwowych. Gary Megson przeprowadził tylko jedną zmianę w tym spotkaniu, ale Polaka nie wpuścił. No, ale Boro to nie San Marino.

Na górze tabeli trwa walka o tytuł. Liverpool w sobotę pokonał Fulham. Co prawda wynik to tylko 1-0, ale przewaga gości była naprawdę wielka. Cztery trafienia w słupek lub poprzeczkę to najlepszy dowód. Gospodarze nie istnieli w ataku, nie stwarzali żadnego praktycznie zagrożenia. Jednak The Reds musieli czekać aż do doliczonego czasu gry. Wtedy dopiero do siatki trafił Yossi Benayoun.

Taki wynik nakładał dodatkową presję na Manchester United. Kontuzje, zawieszenia, a po drugiej stronie Aston Villa wciąż chyba marząca o czwartej pozycji w tabeli i chcąca zatrzeć słabe wyniki. Gospodarze uniknęli serii trzech porażek z rzędu, ale było blisko zupełnie innego wyniku. Co prawda goście podarowali pierwszą bramkę Czerwonym Diabłom, ale potem dwa razy trafili do siatki. Wtedy popełnili błąd. Cofnęli się, a tak nie można grać z Manchesterem na jego boisku. Napór gospodarzy przyniósł owoce. Najpierw bramka Cristiano Ronaldo, a potem gol w debiucie, którego zdobył Federico Macheda. Manchester United dalej jest w najlepszej pozycji, do wywalczenia tytułu. Wydaje się, że ten dołek formy już minął.

Natomiast Aston Villa dalej ma szanse na czwarte miejsce. To może zaskakiwać, ale przed Arsenalem trudne mecze. Zespół z Birmingham śmiało może planować zdobycie kompletu punktów do końca sezonu. Jedynym poważniejszym przeciwnikiem jest Everton w następnej kolejce, a potem rywale z którymi wręcz nie wypada przegrać. Nie zdziwię się, jak na koniec sezonu Kanonierzy będą jednak na piątym, a może nawet na szóstym miejscu. Jak do końca sezonu gra się z całą resztą wielkiej czwórki, to na pewno jakieś punkty zostaną stracone.

Skróty video na FootyTube
oraz na 101 Great Goals

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz