czwartek, 12 marca 2009

Liga Mistrzów (IV) 2009

Atletico - Porto
2:2 i 0:0 awans Porto
Bezbramkowy remis w drugim meczu lekko zaskakuje, ale praktycznie nawet przez moment nie był zagrożony awans Porto. Menadżer gospodarzy mówił o tym, że atak jest najlepszą obroną i zgodnie z tym gospodarze atakowali. Brakowało im jedynie trochę szczęścia, bo trafili w słupek i poprzeczkę. Hiszpanie mieli swoje okazje, ale nie należy zapominać, że oni ten dwumecz przegrali u siebie. Gdyby Atletico zdobyło bramkę i awansowało, to powiedziałbym (mimo że tego bardzo nie lubię), że to niesprawiedliwe rozstrzygnięcie.

Lyon - Barcelona
1:1 i 2:5 awans Barcelona
Zgodnie z oczekiwaniami, awansowała Barcelona, ale pozwoliła rywalom zdobyć dwie bramki. To raczej nie jest defensywa godna zwycięzcy Ligi Mistrzów. Lyon nie jest już tak silnym zespołem jak kiedyś, więc nie mogło tu być niespodzianki. Remis u siebie to było wszystko, na co było stać francuską drużynę. Wracając do Barcelony, defensywa może i nie budzi zachwytów, ale ofensywa już tak. Cztery bramki w 18 minut robi wrażenie. Wydaje się, że teraz tylko Katalończycy mogą zastopować angielski finał. Tylko ta defensywa.

Arsenal - Roma
1:0 i 0:1 (karne 7:6) awans Arsenal
Nie spodziewałem się tego, że Arsenal przegra i będzie drżał o awans w karnych. Myślałem, że gra na obcym stadionie, z przeciwnikiem który będzie atakował, będzie tym czego Arsenal potrzebuje. Nic z tego, po stracie gola Kanonierów po prostu przytkało. Roma, mająca tylu kontuzjowanych zawodników, grała bardzo dzielnie. Nie zdobyli jednak drugiego gola i zapłacili za to cenę w rzutach karnych. Max Tonetto przestrzelił i marzenia o występie w finale na własnym stadionie się rozwiały. Arsenal jednak nie może być zadowolony, z taką grą odpadnięcie w następnej rundzie wydaje się być mocno prawdopodobne.

Inter - Manchester United
0:0 i 0:2 awans Manchester United
Jose Mourinho przegrał. Nie osiągnie sukcesu w Europie z zespołem Interu, przynajmniej w tym roku. Mecz na Old Trafford pokazał, ile jeszcze dzieli włoski klub od najlepszych. Niby niewiele, ale po stracie drugiej bramki mecz się właściwie zakończył. Pierwszy gol, przy którym Patrick Vieira zamiast pilnować Nemanję Vidicia łapał muchy, jeszcze nie rozstrzygał losów awansu, Inter dalej potrzebował jednego trafienia. Jednak bramka Cristiano Ronaldo chyba ostatecznie podłamała gości. Słusznie? Raczej nie, Manchester United nie sprawiał takiego perfekcyjnego wrażenia, jak w ostatnich tygodniach. Gdyby nie błędy w obronie i nieskuteczność pod bramką rywala, to mogło być różnie. Skończy się najprawdopodobniej tym, że Mancini = Mourinho. Ale jeśli ten drugi dostanie szansę w następnym sezonie, to bójmy się Interu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz