czwartek, 30 października 2008

10 Gameweek Premier League

Canal+ czasami ma szczęście i wybiera takie mecze, które są świetne. Dzisiejszy pojedynek Arsenalu z Tottenhamem taki właśnie był. Osiem bramek i wiele emocji, a happy end dla kibiców Spurs. Zaczęło się od fantastycznego strzału Davida Bentleya i niezbyt pewnej interwencji Manuela Almunii, który zrobił Seamana. Potem wydawało się, że sytuacja wraca do normy. Wyrównanie i gol w pierwszej minucie drugiej połowy dawały prowadzenia Kanonierom. Gdy Emmanuel Adebayor dał dwubramkowe prowadzenie gospodarzom, chyba już tylko nieliczni kibice gości wierzyli w odwrócenie losów meczu. Wtedy jednak błąd popełnił Almunia, odbijając przed siebie piłkę po strzale rywala. Radość nie trwała długo, bo Arsenal znów miał dwie bramki w zapasie i proste zadanie utrzymania tego wyniku. Co prawda Almunia już nie zawiódł, ale Arsenal tracił bramki. Najpierw defensywa gospodarzy nie przeszkadzała, gdy Jermaine Jenas biegł w stronę jej bramki i oddawał znakomity strzał, a potem też nie przeszkadzała, gdy Aaron Lennon dobijał odbity od słupka strzał Luki Modricia. W ten sposób za wszystkie cztery bramki odpowiedzialność ponosi defensywa Kanonierów. Dwie pierwsze to wina bramkarza (a szanse Łukasza Fabiańskiego na grę w pierwszym składzie rosną), dwie kolejne spadają na barki obrońców. Nie mam pojęcia jakim cudem Arsenal pozwolił, mając dwubramkowe prowadzenie i tylu zawodników zdolnych do przetrzymywania piłki z przodu, przejąć gościom inicjatywę i stracić dwa gole. To po prostu nie mogło się zdarzyć.

Pozostałe drużyny wielkiej czwórki zgodnie wygrywały. Najskromniej Liverpool, ale on miał najtrudniejsze zadanie. Gracze The Reds nie mogli pozwolić, żeby zwycięstwo nad Chelsea w poprzedniej kolejce zostało zaprzepaszczone stratą punktów w meczu z Portsmouth. Dlatego też wynik to skromne 1:0. Jedną bramkę więcej strzelił Manchester United (Tomasz Kuszczak w bramce), pokonując West Ham. Goście mają głowę zaprzątniętą problemami finansowymi. Kryzys który podłamał Islandię, konieczność zapłaty odszkodowania Sheffield United (dokładną wysokość poznamy prawdopodobnie po Nowym Roku), plus odszkodowanie dla graczy The Blades, którzy wystąpią do sądu, no a na koniec zostają problemy ze zbyt wysokimi płacami dla zawodników w klubie. Nic dziwnego, że nie ma za bardzo czasu, by koncentrować się na grze. Najokazalej wygrała Chelsea, pokonując trzema bramkami Hull. Było miło, ale miesiąc miodowy beniaminka się skończył. Zaczęła się proza życia, gdzie nie zawsze udaje się coś zwojować, będąc słabszym od przeciwnika. Oby tylko ta porażka nie zapoczątkowała czarnej serii, bo szkoda byłoby stracić tę drużyną z ligi.

Przegrał za to Manchester City. Ciekawe jak cierpliwi są nowi właściciele, bo wyniki w tym sezonie są podejrzewam że dalekie od oczekiwań. Winą można częściowo obarczyć arbitra, bo Lee Mason podjął kontrowersyjną decyzję o rzucie karnym, ale jednak można było spodzieać się czegoś więcej po graczach City. Porażkę poniosło także Wigan, co stawia ten zespół w trudnej sytuacji. Po porażce z Fulham The Latics wylądowali w strefie spadkowej, co nie jest dobrym objawem. Popsuła się w pewnym momencie gra defensywna, a bez tego trudno myśleć o pozostaniu w lidze. Cztery porażki z rzędu i strata w tych meczach dziesięciu bramek dowodzi istnienia poważnego kryzysu formy. Jeśli to nie zostanie szybko naprawione, to spadek stanie się realny.

Do strefy spadkowej awansował też Bolton. Porażka z Evertonem, po bramce w samej końcówce, była co prawda drugą przegraną z rzędu, ale już szóstą w tym sezonie. Ebi Smolarek cały mecz spędził na ławce rezerwowych. Kto wie, może pomógłby swojej drużynie, której brakowało skutecznego wykończenia akcji. Ponieważ stara piłkarska prawda głosi, że niewykorzystane sytuacją się mszczą, nic więc dziwnego, że Bolton przegrał. Ze strefy spadkowej wygrzebało się za to Stoke. Dwa zwycięstwa w trzech meczach robią wrażenie, pytanie tylko czy uda się podtrzymać formę. Trzeba też zwrócić uwagę na zwycięstwo Newcastle. Oni też wygrzebali się z miejsca na podium gwarantującym spadek i wydaje się, że zawirowania związane ze zwolnieniem Kevina Keegana już są za nimi.

Następna kolejka tradycyjnie od soboty do poniedziałku. Spotkanie Tottenhamu z Liverpoolem zapowiada się na świetny mecz, bo obie drużyny uwielbiają grać emocjonujące spotkania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz