poniedziałek, 21 listopada 2011

12 Gameweek Premier League


Najważniejsze spotkanie w tej kolejce odbyło się na DW Stadium. Wigan podejmowało Blackburn wiedząc, że tylko trzy punkty mogą poprawić sytuację klubu w tabeli. Problem w tym, że rywale mieli dokładnie ten sam cel, bo oba zespoły zajmowały mało zaszczytne dwa ostatnie miejsca w tabeli. Tak więc po wyniku remisowym nikt nie powinien być zadowolony, ale myślę, że goście uważają to za sukces. W 48 minucie David Dunn, pomocnik Blackburn, zobaczył czerwoną kartkę po umówmy się, dość bezsensownym faulu w środkowej strefie boiska. Wtedy gospodarze prowadzili 2-1 i wydawało się, że nic im nie zagrozi. Nic bardziej mylnego. Problem w tym, że drugiej bramki dla gości nie powinno być. Morten Gamst Pedersen zagrał z rzutu rożnego do siebie, a tak robić nie wolno. Jednak nikt tak właściwie z zespołu Wigan nie protestował, tak jakby wszyscy pogodzili się ze stratą bramki. Trzeci gol dla gości to głównie popis bramkarza Blackburn. Broniąc wcześniej kilka sytuacji można powiedzieć, że popełnił błąd przy bramce na 3-2. Dlatego w ostatniej akcji meczu wybrał się w pole karne rywala i dał się sfaulować. Został po prostu kopnięty w twarz próbując zagrać futbolówkę. Właśnie tak traci się trzy oczka w meczu. Jednak nie ma co wyciągać daleko idących wniosków. Przed nami jeszcze wiele kolejek, ale ktoś z tej dwójki raczej pożegna się z Premier League. Wigan popełnia za duże błędy w defensywie, żeby myśleć spokojnie o przyszłości.

Inne nastroje panują w Londynie, bo Robin Van Persie znów wygrał … a nie, przepraszam. Arsenal wygrał z Norwich. Na wyjeździe trzeba dodać, bo wcześniej gra Kanonierów na wyjazdach mogła powodować tylko ból głowy u kibiców klubu. Ciekawe czy podobny ból powoduje świadomość, jak bardzo zespół Arsenalu zrobił się zależny od swojego kapitana. Holender w pięciu ostatnich meczach ligowych zdobył dziesięć bramek. Nie sądzę, że będzie utrzymywał się w formie do końca sezonu. Gdy jeszcze pojawi się jakaś kontuzja, to wtedy dopiero Arsenal odkryje, jak bardzo stał się zakładnikiem jednego gracza. Czytałem wypowiedzi w mediach, że Arsene Wenger się zmienił i Kanonierzy grają inaczej, stają się innym zespołem. Takie wnioski potwierdzą wyniki, gdy na boisku nie będzie Van Persiego. Na razie wygląda to tak, że Holender pracuje na nowy kontrakt. Nie dziwię się, bo ma 28 lat i w swojej karierze będzie mógł podpisać jeszcze jedną dobrą umowę tak właściwie. Dlatego robi wszystko, żeby zapisać się w głowach wielu prezesów. Na razie korzysta z tego Arsenal, ale nie powiedziałbym, że to zasługa menadżera.

Spotkanie lidera tabeli z trzecim zespołem powinno być ciekawe i było, ale od początku wiedzieliśmy, kto odniesie zwycięstwo. Manchester City zagrał po prostu na swoim poziomie. Nic więc dziwnego, że Newcastle przegrało swój pierwszy mecz w tym sezonie w lidze. Jednak piłkarze Srok pokazali się z dobrej strony. Nie schowali się we własnej bramce, starali się grać i mądrze bronić, jednocześnie kontrując. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia skończyłoby się zdobyciem jakichś punktów. Zawiodły umiejętności, zarówno Dembę Ba przy oddawaniu strzału, jak i Ryana Taylora przy obronie własnej bramki. Dlatego mimo porażki menadżer zespołu może być zadowolony ze swoich piłkarzy. Manchester City natomiast, cóż, trudno sobie wyobrazić kogoś, kto może rzucić im wyzwanie w lidze. Manchester United przegrał pięcioma bramkami u siebie, a Chelsea … no właśnie.

Niebiescy spotkali się z Czerwonymi, czyli Chelsea zagrała z Liverpoolem. Po tym meczu The Blues już wiedzą, że konkurentów do walki o dwa miejsca dające prawo gry w Lidze Mistrzów jest wielu. Arsenal i Liverpool mają tyle samo punktów, Newcastle trzy oczka więcej, a Tottenham dwa mecze zaległe, a punktów tyle samo. Dlatego zamiast myśleć o rzuceniu wyzwania Citizens, trzeba skupić się na walce o zajęcie miejsca dającego prawo gry w Lidze Mistrzów. To będzie kluczowe w kontekście następnego sezonu i zasad finansowego fair-play. Jednak jakie wnioski płyną z tej porażki, trzeciej w czterech ostatnich meczach? Z jednej strony Roman Abramowicz może zwolnić Andre Villas-Boasa. Guus Hiddink jest bez pracy, a to byłby mocny kandydat na pozycję menadżera. Tylko to raczej nie będzie dobra decyzja. Portugalczyk potrzebuje zaufania. Wolnej ręki w zaprowadzaniu swojego porządku w szatni. W końcu to nie on odpowiada za to, że John Terry zaczął grać fatalnie w defensywie, David Luiz nie potrafi utrzymać swojej pozycji na boisku, a cała formacja defensywna zaczyna gubić się na najprostszych rzeczach. Ofensywa wygrywa mecze, gdy ma się przewagę nad rywalem. Natomiast w przypadku równowagi liczy się defensywa. To ona bardzo często decyduje kto zgarnia trzy punkty. Chelsea jednak gra z młodzieńczą naiwnością w obronie. Zostawia za dużo miejsca i czasu rywalom myśląc o ofensywie. Nie potrafi czytać gry i reagować na wydarzenia na boisku. Pierwsza bramka została stracona po odebraniu piłki przez rywala przed własną bramką i zagraniu na lewą stronę boiska. Drugi gol to akcja lewą stroną. Ashley Cole jest dobrym obrońcą, ale sam nie zrobi niczego, gdy ma przed sobą dwóch-trzech rywali. Zabrakło wsparcia dla niego ze strony środkowych pomocników, bo Terry pilnował przede wszystkim Luiza. Tutaj było widać, że brakuje zaufania, bo duet środkowych obrońców często się dublował na boisku zostawiając wolne miejsce rywalowi. Chelsea po prostu zagrała słabo. Gdyby wygrała można byłoby powiedzieć, że nie zasłużyła na trzy oczka. Jednocześnie to jest wyzwanie dla trenera. Może on zmienić zespół tak, żeby już nikt nie powiedział, że korzysta z tego, co zbudował Jose Mourinho. Tylko czy dostanie na to czas, pieniądze i możliwość decyzji, to jest pytanie.

Terminarz: Strona BBC
Skróty 101GreatGoals oraz FootyTube

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz