sobota, 2 czerwca 2007

Anglia - Brazylia 1:1

Kolejny debiut nowego stadionu Wembley, tym razem swój pierwszy mecz zagrała tam reprezentacja Anglii, a jej rywalem była Brazylia. Jak można podsumować ten mecz? Na trójkę z małym minusem. Anglicy mieli w głowach Tallin, Brazylijczycy przygotowują się do Copa América, a to sprawiło, że mecz był takim trochę sennym widowiskiem. Przewagę mieli goście i do przerwy to oni powinni prowadzić, ale sędzia asystent nie uznał gola Gilberto Silvy, jak dla mnie zdobytego najzupełniej prawidłowo. Zresztą ten arbiter, pochodzący z jakiegoś egzotycznego piłkarsko kraju, miał kłopoty z oceną spalonych. W drugiej połowie Anglia zdobyła w końcu gola (po stałym fragmencie gry wykonywanym przez Davida Beckhama), a Brazylia swoją bramkę, na którą absolutnie zasłużyła, strzeliła dopiero w ostatniej akcji meczu. Tak jak przeglądam relacje ze spotkania w necie, to widzę że dominuje pozytywna ocena tego meczu. Trochę mnie to dziwi, bo Anglia nie zagrała jakiegoś wielkiego meczu, a Steve McClaren, w mojej ocenie, nie ma pomysłu jak ustawić drużynę. Zestawienie z Gerrardem i Lampardem w środku linii pomocy sprawia, że Anglia nie ma defensywnego zawodnika, który mógłby ograniczyć ofensywne zapędy rywali w tej strefie boiska. Wczoraj, mimo że Ronaldinho, Kaká i spółka nie grali jakiegoś super futbolu, środkiem poszło kilka akcji, których nie miał za bardzo kto przerwać. Atak zagrał bardzo słabo, ale nie można było oczekiwać cudów od pary Alan Smith i Michael Owen, bo ci zawodnicy w zakończonym sezonie zmagali się z urazami. Co mnie dziwi to fakt, że jak na boisku było dwóch małych zawodników, to pomocnicy zagrywali im górne piłki, co raczej nie było dobrym pomysłem (Naldo 1,98m, a Owen 1,72m wzrostu za Wiki). Jak już wszedł Crouch, to piłki zaczęto grać po ziemi. Zresztą i tak Owen był najbliżej strzelenia gola, po strzale głową. Przyzwoicie zagrała obrona, łącznie z Nickym Shoreyem, który dzisiaj się żeni. Największy błąd (oprócz bramki, bo tam zaspał chyba Ledley King) popełnił Wes Brown, zaraz po pojawieniu się na boisku i ta akcja powinna zostać sfinalizowana przez Afonso Alvesa. Paul Robinson popisał się niesamowitą obroną strzału Ronaldinho, ale nie ustrzegł się kilku drobniejszych błędów, jak chociażby niepewne wybicia piłki. Najlepiej w angielskim zespole zagrał David Beckham, wracający do kadry prawie po roku i już to pokazuje, że selekcjoner nie podejmuje zbyt trafnych decyzji. Teraz w środę mecz z Estonią, który Anglicy najprawdopodobniej wygrają, bo strata punktów w tym spotkaniu praktycznie zamyka im drogę na finały EURO 2008. Jednak prawdziwym sprawdzianem będzie mecz z Rosją 17 października, najprawdopodobniej w Moskwie. To jedno spotkanie może decydować o awansie, a czasu na wyeliminowanie błędów jest coraz mniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz